Przystanek KGD.NET, czyli jak przegrać u siebie

W styczniu miałam dość gorący okres, więc moje Windows Phonowe tournee postanowiłam kontynuować w Krakowie, by już daleko nie jeździć. Drugi gig zaplanowałam więc 22 stycznia na 85. spotkaniu KGD.NET. Ogólnie rzecz biorąc… nie poszło mi za dobrze. Dlaczego? To za chwilę, bo najpierw zrelacjonuje wieczór.

Weszłam na styk, powiedziałam co wiedziałam (i parę dodatkowych rzeczy też) i z podkulonym ogonem zebrałam się z miejsca na widoku w bardziej ustronny kąt. Po przerwie publikę na szczęście przejął Paweł, który opowiadał o tym jak budować efektywne zespoły (tak Pawle, wiem, że polskie słowo nie oddaje tego co chciałeś przekazać Uśmiech). Wskazał na znaczenie różnorodności członków zespołu i przedstawił jak w to wpasowują się kobiety i ich naturalne predyspozycje. Nie z wszystkim się zgadzałam, ale w przeciwieństwie do prelegenta nie stały za mną wyniki badań naukowych Uśmiech

600_326350732

Jak to często na spotkaniach KGD.NET bywa, punkt 21. przyszedł personel sprzątający, czego efektem było pospieszne losowanie nagród i zakończenie spotkania. After party odbyło się przy ciekawych smakach piwa i… cydru gruszkowego(?), a pod koniec pojawiły się nawet jakieś shoty. W gronie ograniczonym do 5 osób (organizatorzy, czyli Marta i Jarek, Szymon, Andrzej i ja), posiedzieliśmy do ok. północy poruszając dość szerokie spektrum tematów, choć w większości technologiczno-pracowych.

No a teraz… kilka wskazówek jak położyć wystąpienie publiczne Uśmiech

Zapytać o feedback

… dzień przed wystąpieniem. Tak było – we wtorek poprosiłam o informację zwrotną osoby, które były obecne na mojej prelekcji w Warszawie. Choć ogólna ocena była dobra i niemal każdy powtarzał, że mu się podobało, to… no cóż, mamy skłonność do skupiania się na negatywach. Zresztą na tym właśnie najbardziej mi zależało.

No i mi się dostało Uśmiech Nie, no trochę żartuję, ale spisałam sobie te uwagi i zaczęłam intensywnie myśleć jak tych samych błędów już nie popełnić, zwłaszcza, że miałam okazję sprawdzić to następnego dnia. Dość powiedzieć, że zabrałam się za mission impossible. Może gdybym wzięła na warsztat jedną rzecz, to miałoby to szanse powodzenia w tak krótkim czasie jakim była doba. A w tej sytuacji, zamiast prezentować, co chwilę przypominałam sobie moją listę niedostatków i szarpałam się chcąc wprowadzić implementację rozwiązania ad hoc.

Zaprosić na występ wszystkich znajomych Królika

Pomyślałam, jestem u siebie, więc wiele osób przychodzących na KGD znam. Kilku znajomych uprzedziło mnie o swojej obecności tego dnia (innych zobaczyłam na liście zapisanych osób). Wiedziałam, że pojawi się jeden kolega z pracy i jeden z moich studentów. Nie spodziewałam się jednak, że ok połowa audytorium, to będą znane twarze – z dawnych prac, z obecnej, ze studiów, z twittera, a także moi studenci. Można byłoby się spodziewać, że znajomi to dobre wsparcie, w końcu nie życzą źle i wybaczą potknięcia. A jednak – mój stres wzrósł niebotycznie. Tak jakby zwiększyło się we mnie poczucie odpowiedzialności – trochę mniej wstyd wyłożyć się przy obcych Uśmiech

Spóźnić się

Nie żeby to była jakaś wyjątkowa sytuacja w moim wydaniu. Ja się wszędzie spóźniam, chyba, że planuję, że będę godzinę wcześniej – wtedy istnieje pewna szansa na punktualność. No ale nie stało się tak tego dnia, kiedy to byłam starą dobrą spóźnialską Basią. Dodałam przez to stresu również organizatorom, bo wg planu występowałam pierwsza, Paweł pojawić się miał później. Publika, chyba nie do końca to zauważyła, ale mi przybyła cegiełka stresu i kilka siwych włosów.

Próbować odpowiadać na pytania, na które nie zna się odpowiedzi

To już była zupełna porażka… Wstyd mi do tej pory. Zamiast zwyczajnie, gdy do takiej sytuacji doszło stwierdzić: “Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem”, zaczynałam po prostu mleć ozorem. Tylko, że na moje nieszczęście, na sali było kilku ekspertów od WP, no i moje “mądrości” były szybko weryfikowane.

Dlaczego tak robiłam? Do dzisiaj nie wiem do końca. Chyba przejęłam się wnioskiem, który padł na początku autoprezentacji. Pracuję z WP już ok pól roku, więc powinnam występować z pozycji osoby bardziej doświadczonej niż początkujący programista tej platformy. A ponieważ zazwyczaj nie mam w naturze przyznawania się do poziomu advanced w jakiekolwiek dziedzinie (chyba, że mówimy o spaniu, oglądaniu seriali czy innych technikach marnowania czasu), więc… naprawdę nie wiem.

Nie przetestować połączenia internetowego

Czy też, jeśli już o tym mówimy, nie przetestować uruchomienia VS, emulatora, programu. Ale od początku. Aplikacja, która pokazuję łączy się z Twitterem, więc potrzebuje internetu. W siedzibie ABB (bo tam się spotkania odbywają) nie udostępniają wifi dla gości, umówiłam się więc z kolegą, że mi jej trochę pożyczy. Ponieważ byłam spóźniona, przetestowaliśmy to łebkach, no i oczywiście efekt tego był taki, że gdy chciałam wyświetlić listę tweetów, internet przestał działać. Potem do buntu maszyn dołączył emulator, uruchamiając się we wszystkich rozdzielczościach. W pewnym momencie rozłożyłam ręce, bo już nic się nie dało zrobić. Byłam wdzięczna losowi, że pozostało mi VS i miałam jak pozywać kod.

Pech, wiem, ale też rzecz, która tak naprawdę najmocniej z przedstawionych tutaj zadziałała na negatywny odbiór. Jak coś nie działa, cała prezentacja spada w głęboką przepaść laaaaame i jest jej bardzo ciężko się z niej wykaraskać.

Tak naprawdę nie wiem, czy było tak źle jak opisuję, bo większość feedbacku z tego wystąpienia brzmi: “Miałaś wyjątkowego pecha”. Czy to oznacza, że miała pecha, była klapa, więc trudno, let’s move on, czy miałam pecha, ale mimo to pokazałam coś wartościowego? Nie wiem. Osobiście mam nadzieję, że szala przechyla się w tę drugą opcję. A ja mam materiał do pracy na kolejne razy, z których pierwszy odbył się tydzień później we Wrocławiu. Ale to już w kolejnym odcinku…

Windows Phone w stolicy

Pewnie nie wszyscy wiedzą, ale od kilku miesięcy zajmuję się programowaniem w Windows Phone. A ponieważ najlepsze tematy na sesje powstają w pracy, postanowiłam co nieco o tym opowiedzieć, gdy umawiałam się na swoją pierwszą poważną sesję na grupie .net. Temat jednak wtedy nie siadł, architektura była bardziej pociągająca, postanowiłam więc ruszyć z nim w tournee w inne rejony.

I tak 16. stycznia tego roku pojawiłam się w końcu jako prelegent na 71. spotkaniu WG.NET. W końcu, bo Michał, szef grupy, namawiał mnie na wystąpienie już… 6 lat temu. Ale, jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze, zawitałam więc w końcu do stolicy.

Osobiście bardzo podobał mi się support, zrobiony przez Sebastian Solnicę, który opisywał różne czary, jakie można zrobić przy debuggowaniu z pomocą Visual Studio. O większości nie miałam bladego pojęcia, a ponieważ lubię się uczyć nowych rzeczy, jestem Sebastianowi bardzo wdzięczna. Dodatkowo niezmiernie przypadły mi do gustu jego dowcipy. Nie miałam więc nic przeciwko temu by snack rozciągnąć do… 40 minut, bo świetnie bawiłam się przy tej prezentacji. Oczywiście cały ten czas zjadał mnie stres, a dzięki temu chwilę mojego wystąpienia mogłam nieco odwlec. Wreszcie jednak nadeszła godzina zero… wyszłam i  zaczęłam mówić.

Prezentacja

Moja prelekcja nie miało być monologiem eksperta, lecz garścią informacji o tym jak zacząć budować aplikacje na WP i na co zwrócić uwagę. Nie chciałam nawet nikogo przekonywać do programowania mobilnego ani pracy na tej platformie. Miałam natomiast meta cel – by zachęcić innych do występowania, nawet jeśli w danym temacie nie są alfą i omegą.  Dużo może dać samo przygotowanie prezentacji. Dla mnie największym wyzwaniem było zrobienie aplikacji od zera, gdyż w pracy zastałam ją w pewnym sensie gotową. Siedziałam nad tym cały (piękny Uśmiech) weekend.

Plan początkowo miałam taki, by taką prostą appkę zbudować na oczach widowni. To by dopiero mi dodało parę punktów do zaje…fajności. Wiadomo jednak jak to jest z planami – aplikacja się rozrosła i tworzenie jej w real time byłoby niczym innym, jak strzałem w kolano. Zdecydowałam się więc na pokazywanie kodu i jego różnych aspektów.

Agenda wyglądała mniej więcej tak:

  • Konfiguracja środowiska deweloperskiego
  • Uruchamianie i debuggowanie
  • Jak budować GUI
  • Zastosowanie MVVM
  • Testowanie
  • Praca z bazą danych
  • Kilka niespodzianek programistycznych

Gdy już zaczęłam, czułam się bardzo dobrze i swobodnie. Pewnie dlatego, że audytorium było bardzo przyjazne, choć niestety dla mnie już nieco zaznajomione z WP. Poczułam lekki pomruk zdziwienia i rozczarowania, gdy przyznałam, że nie jestem ekspertem i pokażę podstawy. Mimo to dostałam wiele pytań w trakcie, a także po i nawet umiałam na niektóre opowiedzieć (o czym później). Przede wszystkim zdałam sobie sprawę jak jeszcze niewiele wiem i jak dużo pracy przede mną.

Po wszystkim, jak to jest w zwyczaju, postanowiliśmy się wybrać na piffko. Szkoda, że jedynie w znanym mi gronie Kuby, Marcina, Karola i Sebastiana (chłopaki załóżcie blogi, będziecie się świecić na niebiesko Uśmiech). Liczyłam po cichu, że poznam kogoś nowego, ale mimo to świetnie się bawiłam, a stres prezentacyjny powoli, za to skutecznie ze mnie zszedł.

Feedback

Po pewnym czasie poprosiłam osoby obecne wtedy na sali o feedback, a o tym co m.in. było tego konsekwencją jeszcze kiedyś napiszę. Teraz przedstawię czego się dowiedziałam, a być może to spowoduje, że wezmę sobie te informacje do serca. Ponieważ ja zawsze wszystko wiem, najbardziej druzgocący był dla mnie fakt, iż można było mnie czymś zaskoczyć, że ludzie mają uwagi, o których nie miałam pojęcia.

Plusy

Nie będę robić kanapki z g…, w końcu to mój blog i moja informacja zwrotna. Powiem więc najpierw o tym co było fajne, a potem przedstawię obszary do poprawy. Po pierwsze miło było się dowiedzieć, że byłam pierwszą dziewczyną-prelegentką występująca na wg.net. Inną sprawą na plus było to, że odbiór prezentacji był dość pozytywny. To było zresztą widać, gdy po prelekcji ludzie podchodzili do mnie i pytali o rady. Dostałam też kilka maili w związku z tematyką.

What’s the point?

Jak to często u mnie bywa, dużo mówiłam, ale brakowało jasnego celu, zdania czy tezy, wokół których obracałaby się prezentacja. Męłłam ozorem, ale nie wynikał z tego żaden wniosek. Choćby taki czy fajnie czy niefajnie programuje się w WP. W pewnym sensie miałam nadzieję, że moim clu będzie to, że na platformie programuje się… śmiesznie i dość niedeterministycznie. Nawet udało mi się to pokazać – publicznie wywaliło mi się debuggowanie, internet, a nawet Visual Studio, a chciałam pokazać jedynie jak wolno uruchamia się emulator. Ale i tu pojawiły się wątpliwości u odbiorców – wyszło trochę nieprofesjonalnie.

Q&A

Inne informacje dotyczyły tego, że pozwalałam na pytania w trakcie prezentacji, a nie czekam z tym na koniec. To podobno dość rozpraszało odbiór. Trochę mnie ta uwaga zasmuciła, bo kontakt z widownią jest dla mnie kwestią priorytetową, a bez pytań się tego nie osiągnie. Najgorsze, że momentami wydawało się, iż nie znam odpowiedzi, a próbuję jednak ją wyprodukować zamiast przyznać, że czegoś nie wiem. Z drugiej strony sama zadawałam chyba za mało pytań, co tylko smutek mój spotęgowało.

Inne dobra…

Z innych spraw – widać było, że się stresuję, siedziałam, co minimalizowało dynamikę (choć to trudno będzie przeskoczyć, gdy pokazuje się kod) i za dużo robiłam osobistych odniesień do znajomych z sali. Dodatkowo dostałam dwie skrajnie różne uwagi – pokazywałam za mało i za dużo kodu, więc w tej kwestii muszę zdać się na własny judgement call.

Podsumowując, wystąpienie na wg.net było dla mnie bardzo przyjemne i wygląda na to, iż również dla słuchających mnie osób. Mam więc nadzieję, że jeszcze dostanę zaproszenie do Warszawy Uśmiech

Święta, Święta i Wrocław

Oczywiście trochę (alb już nawet bardzo) późno, ale nie wcale…, piszę o Świątecznym spotkaniu 3 wrocławskich grup: Women in Technology, Wrocławska Grupa.Net, Polish SQL Server User Group. Świątecznym, bo bożonarodzeniowym, choć wiem, że za pasem wiosna i Wielkanoc Uśmiech

Aby uczestniczyć w imprezie, porzuciłam na 2 dni Kraków i podobno imprezę wszech czasów, co wywołało w moim wnętrzu istną falę wyrzutów sumienia. Jednak ostatecznie, głównie z uwagi na to, iż postanowiłam częściej wychodzić ze strefy komfortu, a dodatkowo wolę bardziej kameralne imprezy (hmm… chyba sprzeczność mała właśnie mi wyszła), 17 grudnia 2013 zawitałam we Wrocławiu.

Z dworca odebrała mnie Gosia, która zasłynęła już jako osoba mająca niebagatelny wpływ na moje życie. Komisyjnie postanowiłyśmy odpuścić sobie spotkanie Wroc.Net, które to mimo (albo z powodu) późniejszej imprezy, postanowiło się tego dnia organizować, i wybrałyśmy się na “papierocha, pogaduchy i strojenie głupich min” przy pysznych hamburgerach. Mniam Szeroki uśmiech Chwilę przed czasem, dotarłyśmy do Bohemy, gdzie miało się odbyć spotkanie. Na miejscu było już kilka osób, których w miarę upływu czasu, sukcesywnie przybywało.

Ogrom kameralności mnie nieco przeraził, bo choć mieściliśmy się przy dwóch stolikach, to nie wiem naprawdę w jaki sposób. Poznałam wiele nowych osób, ale nie jestem pewna czy ktokolwiek z tego tłumu pamięta mnie. Chociaż, z pewnością są takie osoby. W końcu efektem mojej bytności była iście wampirza sweet focia Uśmiech oraz kolejna okazja dla mojego wymądrzania się – tym razem na Wroc.Net w marcu. Poruszyliśmy wiele tematów, od C#, przez pracę w IT, rodzinne sprawy, przeczytane książki, po alkohol, którym się raczyliśmy.

Gościła mnie oczywiście Gosia, do której dotarłyśmy szczęśliwie i nie tak późno, gdyż następnego dnia czekał mnie powrót do Krakowa. Znów się nie wyspałam w nocy, dopiero następnego dnia, niedługo się przyzwyczaję. Bo podobno, co nas nie zabije, to nas wzmocni… chyba, że nas zabije Uśmiech

Dlaczego w ogóle wspominam o tym evencie? W sumie poza tym, że spotkanie skupiło ludzi z IT, impreza sama w sobie była mało techniczna. Piszę, bo uważam, że to fajna inicjatywa, okazja do poznania, co prawda ludzi z branży, za to od innej strony, tej bardziej ludzkiej. Choć jak wiadomo (i jak mówi mi kilkuletnie doświadczenie) ciężko wykrzewić z bandy informatyków tematy pracowe.

Nie wrzucam oczywiście żadnego innowacyjnego tematu, w Krakowie również mamy spotkania technologiczne, i imprezy. Jednak często robione są w formie ‘piwo po’ na zakończenie spotkań grupowych i jeśli nie ochrzczone zostaną mianem biby wszech czasów, niewiele osób rezerwuje sobie ten dodatkowy czas. A nawet jeśli, to chce go spędzić na omawianiu właśnie poruszanych tematów.

Piszę po to by namówić nas, programistów, administratorów, testerów i reszty, na wyjście na piwo i rozmowy u dupie Maryni. Na spotkania z ludźmi, a nie z ich pracowo/hobbistyczno/ITowymi wyzwaniami Uśmiech Nasz zawód jest super i wiem, że reszta świata powinna nam jedynie zazdrościć, jak fajnie jest móc robić to co się kocha tak mocno, że nawet przy piwie chce się ciągnąć temat, ale believe me reszta naszego życia może być równie ciekawa.

Białystok .Net i Basia

Kolejny tydzień, więc czas na opis kolejnego zeszłorocznego wystąpienia. Również wschód, ale bardziej na północy. No i tym razem bardziej technicznie, bo w tematyce około .Netowej.

4 grudnia, notabene, w dniu moich imienin, wystąpiłam w Białymstoku na spotkaniu tamtejszej Grupy .Net. Ponieważ z Krakowa daleka jest droga do stolicy Podlasia, podróż zajęła mi jakieś 2 dni. Nie narzekam jednak, bo ostatnio okazało się, że bardzo lubię podróżować, zwłaszcza pociągami, gdzie mam czas spokojnie pomyśleć i popracować, tylko internetu czasem brak (tak, wiem wiem, muszę zmienić operatora Uśmiech). Obecny post także w tym środku transportu powstaje.

Oprócz mnie prezentację miał mieć także Leszek Kwaśniewski, lider warszawskiej grupy SQL Server, do niedawna trener i specjalista od baz danych. Spotkaliśmy się wtedy w pociągu w Warszawie, gdzie dość gładko wprowadził mnie w tajniki SQL Server 2014, a jednocześnie części treści swojego wystąpienia. I dobrze, bo jestem tuman jeśli chodzi o bazy danych i być może właśnie dzięki tym korkom zrozumiałam, o czym później mówił.

Dojechaliśmy na miejsce, z dworca odebrał nas Marcin Iwanowski, szef Białostockiej grupy .Net. Gdy już znaleźliśmy się w sali, gdzie miało odbyć się spotkanie, byłam pełna obaw, czy te kilka osób, które tam zastaliśmy, to całe audytorium. Na szczęście okazało się, że jestem jak zwykle panikarą. Punktualnie o godzinie zero, sala była pełna ludzi, a kolejni napływali.

Nie do końca rozumiałam dobór tematyki około sqlowej, jeśli chodzi o grupę developerów, ale powstrzymałam się od uwag. Stwierdziłam, że przecież to może być jedynie moje zdanie. No i oczywiście potem okazało się, że na widowni oprócz programistów byli także administratorzy. Leszek zrobił, nazwane przez niego twardym, wprowadzenie, abym ja mogła wejść później, znów jego nomenklatura, bardziej na miękko. Opowiadał o ficzerach nowego (lub o ile dobrze pamiętam jeszcze wtedy przyszłościowego) Sql Server 2014. Było coś o indeksach kolumnowych, cenach i…? Hmm… Najważniejsze, że wtedy rozumiałam Uśmiech

Potem przyszła kolej na mnie. Temat by mniej techniczny, gdyż opowiadałam o architekturze. O moim jej rozumieniu kiedyś i obecnie. O swoich doświadczeniach i marzeniach by architektem zostać. Ponieważ przez 10 lat pracowałam w kilku firmach i wieeeeelu zespołach, miałam okazję spojrzeć na te kwestie z różnych punktów widzenia. Po pierwsze, chciałam je więc przedstawić, ale po drugie i najważniejsze, dowiedzieć się, co na ten temat myślą inni.

Grupa, choć na początku obawiałam się, że nierozruszana, okazała się bardzo responsywna. Albo temat, albo moje kontrowersyjne tezy, wywołały bardzo ciekawą dyskusję, która ciągnęła się nawet po zakończeniu prezentacji, już przy piwie i kanapkach. Dostałam nawet feedback, że dawno tak nikt ich nie zaktywizował. No i najlepsze – pamiętali o moich imieninach <3. Dostałam nawet prezent Uśmiech.

Afterparty  było dość grzeczne i skutecznie trzymało się tematów branżowych. Nie żebym była zaskoczona, skoro odbywało się w pokoju obok Uśmiech. Omawialiśmy oprócz architektury, o kwestiach związanych z zawodem programisty, edukacją w IT oraz kolejnymi wystąpieniami. Nadszedł jednak czas, kiedy ja i moi gospodarze zdecydowaliśmy się wyjść, głównie po to, by zdążyć posilić się czymś smaczniejszym niż kanapki i mocniejszym niż piwo.

Joanna i Procent zabrali mnie do jakiejś knajpy (było ciemno i daleko od domu, więc nawet po groźbą rozstrzelania, nie trafiłabym tam po raz drugi), w której zjedliśmy pyszne podpłomyki, wypiliśmy śliwkowe piwo przerywane wściekłymi psami i porozmawialiśmy na wiele interesujących tematów. Wieczór był długi i ciągnął się jeszcze w zaciszu domowym, a rano uwieńczony został dodatkowo leniwym śniadaniem “na mieście” Uśmiech, po którym szczęśliwie wróciłam do domu. Procentom dziękuję za super gościnę!

Żółta kaczka i efekt terapeutyczny

Zbierałam się z założeniem tego bloga już … pewien czas.  Tak długi, że wstyd się przyznać. Właściwie miałam innego wcześniej, ale częstotliwość pojawiania się na nim wpisów była tak mała, że szkoda w ogóle o moim wkładzie wspominać. Tym razem, postanowiłam, będzie inaczej.

Punktem zwrotnym w tej kwestii był moment, gdy zmieniłam pracę, by zostać kierownikiem działu oprogramowania. Teraz, pomyślałam sobie, będę mieć tysiące tematów do opisywania: budowanie zespołu, decyzje architektoniczne, konkretne techniczne rozwiązania, radzenie sobie z konfliktami, które się najpewniej pojawią, rozwój kompetencji programistów… a to tylko kilka, które mi się pojawiły w tamtym momencie.

No ale ideały ideałami, a życie życiem 🙂 Tematy oczywiście się pojawiały i to wszelakiej maści, ale zawsze znajdzie się jakaś wymówka, by się za robotę nie zabrać. W tym roku miałam przecież jeszcze zacząć biegać, zdać kilka egzaminów M$, wystąpić na kilku konferencjach, czy przeczytać stos mądrych książek. Tym którzy mnie znają wiadomo co z tego wyszło, a tym którzy tej wiedzy nie mają łatwo się pewnie domyślić.

Temat na poważnie poruszyłam przy okazji rozmowy z Gosią. Opowiedziałam jej o moim głodzie pisania, a także o innych niespełnionych postanowieniach noworocznych :). Pożaliłam się, iż mimo moich doświadczeń, nie mam pomysłów na posty. Ku mojemu zdziwieniu, dostałam prostą radę, by napisać o tym co się u mnie aktualnie dzieje. Na przykład o moich wystąpieniach prelegenckich. Wtedy przyszło mi do głowy, że dobrym tematem będą nie tylko same eventy, ale także ich treść merytoryczna. Na koniec doszłyśmy do wniosku, że mogę nawet opisać obecnie trwającą rozmowę, co tez niniejszym czynię.

Gosia miała problem jakby z drugiej strony. Wpisy na blogu pojawiają się u niej dość regularnie, zastanawiała się jednak nad tematami wystąpień. Tutaj ja wkroczyłam do akcji, stwierdzając, że temat można zrobić z czegokolwiek (bo przecież wpisu na bloga to nie :)), ale najlepiej z tego, nad czym się aktualnie pracuje, zarówno technicznie jak i procesowo.

W efekcie obydwie spełniłyśmy dla siebie rolę żółtej kaczki, bo zwyczajnie potrzebowałyśmy się wygadać. No i dodatkowo ruszyć choć trochę z tematami, zmotywować się. Jak na kozetce u terapeuty :). Na dodatek każda z nas miała świetne rady dla drugiej, przy kompletnej blokadzie ze swojej strony. Mimo, iż problemy bardzo od siebie nie odbiegały.

Gosia szybko ogarnęła temat, mi natomiast zajęło to trochę czasu i striggerowane zostało groźbą publicznego linczu z jej strony w razie gdyby mój pierwszy post się nie pojawił… do końca tygodnia. Pozostała więc do spełnienia moja część umowy. Założenie bloga okazało się dziecinnie proste i niezbyt czasochłonne, mimo to chwilę leżał odłogiem. Aż do teraz…

No więc, jak commitment, to commitment. Idąc za radą, zobowiązuję się publicznie do opisu następujących wydarzeń (i zawartości merytorycznych):

Na następny rok mam póki co zaplanowane 4 wystąpienia:

  • Spotkanie Warszawskiej Grupy .Net (16.01.2014)
  • Women in Technology we Wrocławiu (28.01.2014)
  • Spotkanie Wrocławskiej Grupy .Net (18.03.2014)
  • ??? konferencja w Łodzi (12.04.2014)

Lista się, mam nadzieję, powiększy, więc we właściwym czasie pojawią się odpowiednie wpisy.

Jeśli drogi czytelniku dotarłeś aż tutaj, to dziękuję za poświęcony czas – na przyszłość postaram się o krótsze teksty.