Białystok .Net i Basia

Kolejny tydzień, więc czas na opis kolejnego zeszłorocznego wystąpienia. Również wschód, ale bardziej na północy. No i tym razem bardziej technicznie, bo w tematyce około .Netowej.

4 grudnia, notabene, w dniu moich imienin, wystąpiłam w Białymstoku na spotkaniu tamtejszej Grupy .Net. Ponieważ z Krakowa daleka jest droga do stolicy Podlasia, podróż zajęła mi jakieś 2 dni. Nie narzekam jednak, bo ostatnio okazało się, że bardzo lubię podróżować, zwłaszcza pociągami, gdzie mam czas spokojnie pomyśleć i popracować, tylko internetu czasem brak (tak, wiem wiem, muszę zmienić operatora Uśmiech). Obecny post także w tym środku transportu powstaje.

Oprócz mnie prezentację miał mieć także Leszek Kwaśniewski, lider warszawskiej grupy SQL Server, do niedawna trener i specjalista od baz danych. Spotkaliśmy się wtedy w pociągu w Warszawie, gdzie dość gładko wprowadził mnie w tajniki SQL Server 2014, a jednocześnie części treści swojego wystąpienia. I dobrze, bo jestem tuman jeśli chodzi o bazy danych i być może właśnie dzięki tym korkom zrozumiałam, o czym później mówił.

Dojechaliśmy na miejsce, z dworca odebrał nas Marcin Iwanowski, szef Białostockiej grupy .Net. Gdy już znaleźliśmy się w sali, gdzie miało odbyć się spotkanie, byłam pełna obaw, czy te kilka osób, które tam zastaliśmy, to całe audytorium. Na szczęście okazało się, że jestem jak zwykle panikarą. Punktualnie o godzinie zero, sala była pełna ludzi, a kolejni napływali.

Nie do końca rozumiałam dobór tematyki około sqlowej, jeśli chodzi o grupę developerów, ale powstrzymałam się od uwag. Stwierdziłam, że przecież to może być jedynie moje zdanie. No i oczywiście potem okazało się, że na widowni oprócz programistów byli także administratorzy. Leszek zrobił, nazwane przez niego twardym, wprowadzenie, abym ja mogła wejść później, znów jego nomenklatura, bardziej na miękko. Opowiadał o ficzerach nowego (lub o ile dobrze pamiętam jeszcze wtedy przyszłościowego) Sql Server 2014. Było coś o indeksach kolumnowych, cenach i…? Hmm… Najważniejsze, że wtedy rozumiałam Uśmiech

Potem przyszła kolej na mnie. Temat by mniej techniczny, gdyż opowiadałam o architekturze. O moim jej rozumieniu kiedyś i obecnie. O swoich doświadczeniach i marzeniach by architektem zostać. Ponieważ przez 10 lat pracowałam w kilku firmach i wieeeeelu zespołach, miałam okazję spojrzeć na te kwestie z różnych punktów widzenia. Po pierwsze, chciałam je więc przedstawić, ale po drugie i najważniejsze, dowiedzieć się, co na ten temat myślą inni.

Grupa, choć na początku obawiałam się, że nierozruszana, okazała się bardzo responsywna. Albo temat, albo moje kontrowersyjne tezy, wywołały bardzo ciekawą dyskusję, która ciągnęła się nawet po zakończeniu prezentacji, już przy piwie i kanapkach. Dostałam nawet feedback, że dawno tak nikt ich nie zaktywizował. No i najlepsze – pamiętali o moich imieninach <3. Dostałam nawet prezent Uśmiech.

Afterparty  było dość grzeczne i skutecznie trzymało się tematów branżowych. Nie żebym była zaskoczona, skoro odbywało się w pokoju obok Uśmiech. Omawialiśmy oprócz architektury, o kwestiach związanych z zawodem programisty, edukacją w IT oraz kolejnymi wystąpieniami. Nadszedł jednak czas, kiedy ja i moi gospodarze zdecydowaliśmy się wyjść, głównie po to, by zdążyć posilić się czymś smaczniejszym niż kanapki i mocniejszym niż piwo.

Joanna i Procent zabrali mnie do jakiejś knajpy (było ciemno i daleko od domu, więc nawet po groźbą rozstrzelania, nie trafiłabym tam po raz drugi), w której zjedliśmy pyszne podpłomyki, wypiliśmy śliwkowe piwo przerywane wściekłymi psami i porozmawialiśmy na wiele interesujących tematów. Wieczór był długi i ciągnął się jeszcze w zaciszu domowym, a rano uwieńczony został dodatkowo leniwym śniadaniem “na mieście” Uśmiech, po którym szczęśliwie wróciłam do domu. Procentom dziękuję za super gościnę!