Żółta kaczka i efekt terapeutyczny

Zbierałam się z założeniem tego bloga już … pewien czas.  Tak długi, że wstyd się przyznać. Właściwie miałam innego wcześniej, ale częstotliwość pojawiania się na nim wpisów była tak mała, że szkoda w ogóle o moim wkładzie wspominać. Tym razem, postanowiłam, będzie inaczej.

Punktem zwrotnym w tej kwestii był moment, gdy zmieniłam pracę, by zostać kierownikiem działu oprogramowania. Teraz, pomyślałam sobie, będę mieć tysiące tematów do opisywania: budowanie zespołu, decyzje architektoniczne, konkretne techniczne rozwiązania, radzenie sobie z konfliktami, które się najpewniej pojawią, rozwój kompetencji programistów… a to tylko kilka, które mi się pojawiły w tamtym momencie.

No ale ideały ideałami, a życie życiem 🙂 Tematy oczywiście się pojawiały i to wszelakiej maści, ale zawsze znajdzie się jakaś wymówka, by się za robotę nie zabrać. W tym roku miałam przecież jeszcze zacząć biegać, zdać kilka egzaminów M$, wystąpić na kilku konferencjach, czy przeczytać stos mądrych książek. Tym którzy mnie znają wiadomo co z tego wyszło, a tym którzy tej wiedzy nie mają łatwo się pewnie domyślić.

Temat na poważnie poruszyłam przy okazji rozmowy z Gosią. Opowiedziałam jej o moim głodzie pisania, a także o innych niespełnionych postanowieniach noworocznych :). Pożaliłam się, iż mimo moich doświadczeń, nie mam pomysłów na posty. Ku mojemu zdziwieniu, dostałam prostą radę, by napisać o tym co się u mnie aktualnie dzieje. Na przykład o moich wystąpieniach prelegenckich. Wtedy przyszło mi do głowy, że dobrym tematem będą nie tylko same eventy, ale także ich treść merytoryczna. Na koniec doszłyśmy do wniosku, że mogę nawet opisać obecnie trwającą rozmowę, co tez niniejszym czynię.

Gosia miała problem jakby z drugiej strony. Wpisy na blogu pojawiają się u niej dość regularnie, zastanawiała się jednak nad tematami wystąpień. Tutaj ja wkroczyłam do akcji, stwierdzając, że temat można zrobić z czegokolwiek (bo przecież wpisu na bloga to nie :)), ale najlepiej z tego, nad czym się aktualnie pracuje, zarówno technicznie jak i procesowo.

W efekcie obydwie spełniłyśmy dla siebie rolę żółtej kaczki, bo zwyczajnie potrzebowałyśmy się wygadać. No i dodatkowo ruszyć choć trochę z tematami, zmotywować się. Jak na kozetce u terapeuty :). Na dodatek każda z nas miała świetne rady dla drugiej, przy kompletnej blokadzie ze swojej strony. Mimo, iż problemy bardzo od siebie nie odbiegały.

Gosia szybko ogarnęła temat, mi natomiast zajęło to trochę czasu i striggerowane zostało groźbą publicznego linczu z jej strony w razie gdyby mój pierwszy post się nie pojawił… do końca tygodnia. Pozostała więc do spełnienia moja część umowy. Założenie bloga okazało się dziecinnie proste i niezbyt czasochłonne, mimo to chwilę leżał odłogiem. Aż do teraz…

No więc, jak commitment, to commitment. Idąc za radą, zobowiązuję się publicznie do opisu następujących wydarzeń (i zawartości merytorycznych):

Na następny rok mam póki co zaplanowane 4 wystąpienia:

  • Spotkanie Warszawskiej Grupy .Net (16.01.2014)
  • Women in Technology we Wrocławiu (28.01.2014)
  • Spotkanie Wrocławskiej Grupy .Net (18.03.2014)
  • ??? konferencja w Łodzi (12.04.2014)

Lista się, mam nadzieję, powiększy, więc we właściwym czasie pojawią się odpowiednie wpisy.

Jeśli drogi czytelniku dotarłeś aż tutaj, to dziękuję za poświęcony czas – na przyszłość postaram się o krótsze teksty.

3 thoughts on “Żółta kaczka i efekt terapeutyczny

  1. Blog o nazwie “coldfusion” o tematyce .net to trochę tak jak blog o nazwie “php” o tematyce java 😉

    No chyba, że celem jest dotarcie do szerokiej rzeszy programistów ColdFusion w Polsce 😉 którzy klikną w linka na googlu gdy kątem oka dostrzegą cokolwiek z coldfusion i domeną .pl

  2. Celem było dotarcie głównie do środowiska .Net, chociaż nie zamykam się na inne platformy.
    A nick… geneza jest zgoła inna, zupełnie nie związana z programowaniem w ColdFusion 🙂

Comments are closed.