W styczniu miałam dość gorący okres, więc moje Windows Phonowe tournee postanowiłam kontynuować w Krakowie, by już daleko nie jeździć. Drugi gig zaplanowałam więc 22 stycznia na 85. spotkaniu KGD.NET. Ogólnie rzecz biorąc… nie poszło mi za dobrze. Dlaczego? To za chwilę, bo najpierw zrelacjonuje wieczór.
Weszłam na styk, powiedziałam co wiedziałam (i parę dodatkowych rzeczy też) i z podkulonym ogonem zebrałam się z miejsca na widoku w bardziej ustronny kąt. Po przerwie publikę na szczęście przejął Paweł, który opowiadał o tym jak budować efektywne zespoły (tak Pawle, wiem, że polskie słowo nie oddaje tego co chciałeś przekazać ). Wskazał na znaczenie różnorodności członków zespołu i przedstawił jak w to wpasowują się kobiety i ich naturalne predyspozycje. Nie z wszystkim się zgadzałam, ale w przeciwieństwie do prelegenta nie stały za mną wyniki badań naukowych
Jak to często na spotkaniach KGD.NET bywa, punkt 21. przyszedł personel sprzątający, czego efektem było pospieszne losowanie nagród i zakończenie spotkania. After party odbyło się przy ciekawych smakach piwa i… cydru gruszkowego(?), a pod koniec pojawiły się nawet jakieś shoty. W gronie ograniczonym do 5 osób (organizatorzy, czyli Marta i Jarek, Szymon, Andrzej i ja), posiedzieliśmy do ok. północy poruszając dość szerokie spektrum tematów, choć w większości technologiczno-pracowych.
No a teraz… kilka wskazówek jak położyć wystąpienie publiczne
Zapytać o feedback
… dzień przed wystąpieniem. Tak było – we wtorek poprosiłam o informację zwrotną osoby, które były obecne na mojej prelekcji w Warszawie. Choć ogólna ocena była dobra i niemal każdy powtarzał, że mu się podobało, to… no cóż, mamy skłonność do skupiania się na negatywach. Zresztą na tym właśnie najbardziej mi zależało.
No i mi się dostało Nie, no trochę żartuję, ale spisałam sobie te uwagi i zaczęłam intensywnie myśleć jak tych samych błędów już nie popełnić, zwłaszcza, że miałam okazję sprawdzić to następnego dnia. Dość powiedzieć, że zabrałam się za mission impossible. Może gdybym wzięła na warsztat jedną rzecz, to miałoby to szanse powodzenia w tak krótkim czasie jakim była doba. A w tej sytuacji, zamiast prezentować, co chwilę przypominałam sobie moją listę niedostatków i szarpałam się chcąc wprowadzić implementację rozwiązania ad hoc.
Zaprosić na występ wszystkich znajomych Królika
Pomyślałam, jestem u siebie, więc wiele osób przychodzących na KGD znam. Kilku znajomych uprzedziło mnie o swojej obecności tego dnia (innych zobaczyłam na liście zapisanych osób). Wiedziałam, że pojawi się jeden kolega z pracy i jeden z moich studentów. Nie spodziewałam się jednak, że ok połowa audytorium, to będą znane twarze – z dawnych prac, z obecnej, ze studiów, z twittera, a także moi studenci. Można byłoby się spodziewać, że znajomi to dobre wsparcie, w końcu nie życzą źle i wybaczą potknięcia. A jednak – mój stres wzrósł niebotycznie. Tak jakby zwiększyło się we mnie poczucie odpowiedzialności – trochę mniej wstyd wyłożyć się przy obcych
Spóźnić się
Nie żeby to była jakaś wyjątkowa sytuacja w moim wydaniu. Ja się wszędzie spóźniam, chyba, że planuję, że będę godzinę wcześniej – wtedy istnieje pewna szansa na punktualność. No ale nie stało się tak tego dnia, kiedy to byłam starą dobrą spóźnialską Basią. Dodałam przez to stresu również organizatorom, bo wg planu występowałam pierwsza, Paweł pojawić się miał później. Publika, chyba nie do końca to zauważyła, ale mi przybyła cegiełka stresu i kilka siwych włosów.
Próbować odpowiadać na pytania, na które nie zna się odpowiedzi
To już była zupełna porażka… Wstyd mi do tej pory. Zamiast zwyczajnie, gdy do takiej sytuacji doszło stwierdzić: “Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem”, zaczynałam po prostu mleć ozorem. Tylko, że na moje nieszczęście, na sali było kilku ekspertów od WP, no i moje “mądrości” były szybko weryfikowane.
Dlaczego tak robiłam? Do dzisiaj nie wiem do końca. Chyba przejęłam się wnioskiem, który padł na początku autoprezentacji. Pracuję z WP już ok pól roku, więc powinnam występować z pozycji osoby bardziej doświadczonej niż początkujący programista tej platformy. A ponieważ zazwyczaj nie mam w naturze przyznawania się do poziomu advanced w jakiekolwiek dziedzinie (chyba, że mówimy o spaniu, oglądaniu seriali czy innych technikach marnowania czasu), więc… naprawdę nie wiem.
Nie przetestować połączenia internetowego
Czy też, jeśli już o tym mówimy, nie przetestować uruchomienia VS, emulatora, programu. Ale od początku. Aplikacja, która pokazuję łączy się z Twitterem, więc potrzebuje internetu. W siedzibie ABB (bo tam się spotkania odbywają) nie udostępniają wifi dla gości, umówiłam się więc z kolegą, że mi jej trochę pożyczy. Ponieważ byłam spóźniona, przetestowaliśmy to łebkach, no i oczywiście efekt tego był taki, że gdy chciałam wyświetlić listę tweetów, internet przestał działać. Potem do buntu maszyn dołączył emulator, uruchamiając się we wszystkich rozdzielczościach. W pewnym momencie rozłożyłam ręce, bo już nic się nie dało zrobić. Byłam wdzięczna losowi, że pozostało mi VS i miałam jak pozywać kod.
Pech, wiem, ale też rzecz, która tak naprawdę najmocniej z przedstawionych tutaj zadziałała na negatywny odbiór. Jak coś nie działa, cała prezentacja spada w głęboką przepaść laaaaame i jest jej bardzo ciężko się z niej wykaraskać.
Tak naprawdę nie wiem, czy było tak źle jak opisuję, bo większość feedbacku z tego wystąpienia brzmi: “Miałaś wyjątkowego pecha”. Czy to oznacza, że miała pecha, była klapa, więc trudno, let’s move on, czy miałam pecha, ale mimo to pokazałam coś wartościowego? Nie wiem. Osobiście mam nadzieję, że szala przechyla się w tę drugą opcję. A ja mam materiał do pracy na kolejne razy, z których pierwszy odbył się tydzień później we Wrocławiu. Ale to już w kolejnym odcinku…